sobota, 3 stycznia 2015

[2] Kara



Dzień 6


Całą noc przesiedziałam przy oknie, w swoim pokoju. Nie mogłam zasnąć, czemu mógł być winien księżyc w pełni. Czytałam książkę, patrzyłam w bezkresne niebo, a nawet liczyłam gwiazdy, ale nic nie pomogło mi w zaśnięciu. Innymi słowy - ta noc była na prawdę ciężko. Rano obudziłam się z ciemnymi cieniami pod oczyma, co było do przewidzenia. Oczywiście towarzyszył mi także kiepski humor.
Tego dnia nie przyłożyłam wagi do swojego stroju, gdyż czekała mnie godzina w pracowni plastycznej, a nie chciałam pomazać farbą swojej ulubionej bluzki. Mimo wszystko, lubiłam lekcje plastyki. Tylko na nich mogłam robić to, na co miałam ochotę. Dlatego też, po przekroczeniu progu sali, pozwoliłam sobie na blady uśmiech. Nauczycielka przywitała mnie ciepłym spojrzeniem, ale go nie odwzajemniłam; nie miałam takich iskierek w oczach.
Nie mieliśmy narzuconego tematu, więc wzięłam się za malowanie zimowej scenerii. Lubiłam zimne barwy i nagie drzewa; miały one w sobie coś wyjątkowego. Zamoczyłam pędzel w czarnej farbie, po czym zmieszałam ją z karmelową. W ten sposób stworzyłam odcień brązu, idealnie nadający się do namalowania kory.  Kompletnie zatraciłam się w rysowaniu kolejnych gałęzi, tak bardzo, że dopiero po jakimś czasie, kątem oka zauważyłam kogoś, stojącego obok mnie. Gwałtownie obróciłam głowę i zobaczyłam panią Higgins. Stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi i podziwiała moją pracę. Nie czułam się z tym komfortowo, lecz z drugiej strony, nie chciałam jej zwracać uwagi. Ponownie wlepiłam wzrok w płótno, ale mój pędzel już go nie dotykał. Zacisnęłam mocno usta; czułam presję, przez co nie byłam zdolna do dalszego tworzenia. Wtem, kobieta skinęła głową i odeszła. Nie chciałam, żeby ta sytuacja się powtórzyła, więc odwróciłam swoją sztalugę tak, aby nikt nie mógł patrzeć na mój obraz.

Na długiej przerwie, wraz z Nicole, wymknęłam się poza teren szkoły. Pospiesznie poszłyśmy w pierwszy lepszy ciemny zaułek, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć. Nie spodziewałam się tego, ale wcale nie byłyśmy tam same. Ściany podpierała całkiem spora grupka innych uczniów naszego liceum. Najwyraźniej nie tylko my nielegalnie paliłyśmy tytoń.
Dziwnie czułam się w takim towarzystwie, ale dało się wytrzymać. Ważne, że mogłam choć na chwilę poczuć wolność. Paląc, uciekałam od rzeczywistości na te kilka minut. Szybko przyzwyczaiłam się do tego smaku i zapachu, a może nawet go polubiłam.
– Więc... – zaczęłam nieśmiało. – Teraz ty i Thomas jesteście parą.
Na to pytanie, przyjaciółka zareagowała głośnym śmiechem. Śmiała się tak mocno, że aż musiała złapać się za brzuch, a z oka uroniła pojedynczą łzę. Po chwili, spojrzała na mnie pytająco.
– Ty tak na serio? – zapytała. – Przecież ci to tłumaczyłam.
Pokręciłam przecząco głową. Wcale mi tego nie tłumaczyła.
– To nie jest żaden związek – sprostowała. – Kochamy się wtedy, kiedy któreś z nas ma na to ochotę. Żadnych zobowiązań.
Skinęłam w odpowiedzi. Teraz wiedziałam o co chodzi, ale nie do końca mogłam to zrozumieć. Z Nicole różniło nas wiele rzeczy, a niektórymi z nich był pogląd na świat lub mentalne wartości. Ona wolała się puszczać, nie szanowała siebie, ani swojego ciała, kiedy ja uważałam to za niesmaczne. Jednak mimo to, wciąż ją kochałam. Była dla mnie jak siostra i nic nas nie mogło poróżnić.
– Może przyjdziesz do mnie po szkole? – zmieniłam temat.
– Jasne – odparła bez zastanowienia. – Może obejrzymy jakiś horror? Mam ochotę na pizzę, a wiesz, że przy dobrym filmie smakuje najlepiej!
Na słowo "pizza", zamarłam, a mój żołądek zaburczał tęsknie. Wolałabym zapomnieć o smaku cudownego, przypieczonego ciasta i idealnie roztopionego sera... Zakryłam usta dłonią, jakbym miała za chwilę zwymiotować.
– Ej, wszystko dobrze? – zapytała Nicole. Dawno nie słyszałam jej zmartwionego tonu głosu.
– Tak. Przyjdź do mnie to wszystko ustalimy. Spadam stąd.
Wyszłam z zaułku na ulicę i grzecznie ruszyłam w stronę szkoły, żeby nie opuścić ostatniej lekcji. Godzina angielskiego nie mogła być taka zła, a nieobecność na pewno nie wpłynie dobrze na moją ocenę z zachowania.

Wieczorem, jak jak ustaliłyśmy, w domu odwiedziła mnie przyjaciółka. Pod pachą trzymała pudełko z, jeszcze ciepłą, pizzą. Jej zapach roznosił się po całym pokoju, ponownie przyprawiając mnie o odruch wymiotny. Nie było mowy, żebym to zjadła... Dlatego też, przyniosłam tylko jeden talerz i nie zamierzałam się tłumaczyć. Oczywiście, zostałam zmierzona pogardliwym wzrokiem, ale niespecjalnie się tym przejęłam.
Nicole wybrała jakiś horror, bo to zawsze ona podejmowała decyzje. Nie miałam nic do powiedzenia, nawet jeśli nie byłam zainteresowana filmem. Patrzyłam tępo w ekran laptopa.
– Zjedz chociaż jeden kawałek – namawiała mnie, podczas gdy sama wpychała sobie zbyt wiele do buzi.
– Nie mam ochoty.
– Wiem, że masz! – wepchała mi kawałek pizzy do ręki i patrzyła tak długo, dopóki go nie ugryzłam.
Wewnątrz, toczyłam krwawą walkę sama ze sobą. Kiedy spełniłam jej rozkaz, dała mi spokój. Wiedziałam, że powinnam odłożyć tego tłustego placka, ale był tak niesamowicie pyszny, że nie mogłam się oprzeć. Z każdym kolejnym kęsem, karciłam się w myślach, a moja podświadomość waliła głową w ścianę. Mimo poczucia winy, jadłam i jadłam; nie mogłam przestać.
Wcale nie skończyło się na jednym kawałku. Przez sześć dni trwałam w głodówce, więc teraz łagodziłam głód. Dopiero piąta dokładka dobitnie przypomniała mi jak bardzo zgrzeszyłam. Spokojnie poszłam do łazienki, niby niepozornie. Musiałam pozbyć się tego świństwa z żołądka.
Z otwartymi ustami, uklękłam nad muszlą. Zdaje się, że liczyłam na cud, lecz nic się nie działo. Pomyślałam, że powinnam podrażnić przełyk. Nie byłam doświadczona w tych sprawach, ale może dwa palce będą skutecznym podrażniaczem. Niestety, nic z tego.
Ze zrezygnowaniem, usiadłam na chłodnych kafelkach, a głowę oparłam o ścianę. Nie potrafiłam pozbyć się tego grzechu, nie znałam na to żadnego innego sposobu. W takim razie, zostało mi jedno wyjście. Przyszedł najwyższy czas na karę.
Na palcach poszłam do kuchni. Otworzyłam szufladę, w której leżały noże w najróżniejszych rozmiarach. Z początku, spojrzałam na jeden z tych mniejszych i już chciałam go wziąć, ale pomyślałam, że to zbyt niski wymiar kary. Po chwili wahania, chwyciłam ten większy, niż inne normalnych rozmiarów. Światło lampy odbijało się od ostrza, choć nie było ono najczystsze. Nie byłam pewna czy powinnam je umyć... W końcu, po prostu przyłożyłam ostrą część noża do skóry i zamknęłam oczy. Potrzebowałam chwili dla siebie. Kilka głębokich wdechów.
Zasłużyłam sobie na to. Zgrzeszyłam i teraz powinnam otrzymać karę. Miałam postanowienie, którego musiałam dotrzymać. Robiłam to dla siebie.
Zrobiłam to. Delikatnie przejechałam ostrzem wszerz nadgarstka. Cicho syknęłam z bólu, gdyż nie był aż tak mocny jak się spodziewałam. Zaczęłam oglądać niewielką rankę. Dość płytka szrama, nawet krew nie była zainteresowana wypłynięciem ponad powierzchnię skóry. Oznaczało to, że muszę pogłębić cios.
Przycisnęłam nóż mocniej do ręki i, tym razem, pociągnęłam nim nieco szybciej. Jak na komendę, kilka kropel krwi skapnęło na podłogę. Byłam tak zadowolona z siebie, że nawet nie zwróciłam uwagi na ból, choć tym razem bardziej piekło.
Nie zastanawiałam się długo nad zrobieniem kolejnej szramy i kolejnej, i kolejnej. Takim sposobem, ozdobiłam swój nadgarstek pięcioma krwistymi liniami. Na kafelkach powstała niewielka czerwona kałuża. Wrzuciłam nóż do zlewu, po czym uklękłam na podłogę i zaczęłam wycierać krew. Wtem, gdy stanęłam na równe nogi, zakręciło mi się w głowie. Odruchowo usiadłam na krześle, a rękę przez przypadek przycisnęłam do koszulki.
– Cholera – syknęłam.
– Co ty robisz? – moich uszu dobiegł głos Nicole.
Dziewczyna stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi, jakby nigdy nic, opierając się o framugę drzwi. Patrzyła to na mnie, to na zakrwawiony nóż. Po chwili, podeszła do mnie i kucnęła.
– Zwariowałaś? – zapytała, jakby na prawdę myślała, że mam problemy z głową.
W jej słowach nie było nawet nutki troski. Zero przejęcia. Po prostu zapytała czy wszystko dobrze z moim zdrowiem psychicznym i przewróciła dramatycznie oczami. Zupełnie jakby się tego spodziewała.
Minutę później, wstała i podeszła do zlewu, żeby umyć nóż. Nic nie mówiła, po prostu czyściła ostrze. Właśnie wtedy, kiedy tak ją obserwowałam, poczułam pieczenie. Krewi wciąż ubywało, a ja powoli słabłam. Nie zważałam na plamy na bluzce, czy spodniach.
– Gdzie masz bandaż? – Nicole ponownie się odezwała.
Nie czekała na moją odpowiedź, po prostu zaczęła przeszukiwać szafki i szuflady. Kiedy wreszcie znalazła apteczkę, wyciągnęła z niej to, co chciała i znowu do mnie podeszła. Owinęła mi rękę bandażem, prychnęła i zaraz później już jej nie było. Wyszła z domu, zostawiając mnie sam na sam z ostrymi narzędziami.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX