sobota, 3 stycznia 2015

[1] Postanowienie



Dzień 1 

Tego dnia postanowiłam zmienić coś w swoim życiu, to miała być diametralna zmiana. Widząc swoje odbicie w lustrze, zdecydowałam, że już nigdy więcej nic nie zjem. Ten widok był odrażający, byłam zniesmaczona. Dlatego też, zrobiłam krótką, lecz niezwykle ważną, listę celów.

• Nigdy więcej nie tknę jedzenia.
• Moja dieta będzie składać się tylko i wyłącznie z wody.
• Jeśli złamię któreś z tych postanowień, zadam sobie ból.


Trzy proste zasady, które miały na celu zapewnienie mi wymarzonej figury. Próbowałam zrobić to w inny sposób. Ćwiczyłam wytrwale, jadłam zdrowo, ale efektów jak nie było, tak nie ma. Gdybym zauważyła jakąkolwiek różnicę, nie musiałabym podejmować takiej decyzji. Niestety, postanowiłam i nie zrezygnuję z tego przy pierwszej lepszej okazji. Obiecałam to sobie, koniec kropka. Nikt mnie nie powstrzyma. Klamka zapadła.


Dzień 2

Dziś rano zjadłam banana, ale spokojnie, już się za to ukarałam. Po zjedzeniu tego żółtego ohydztwa, wypiłam jakieś trzy butelki wody. Czułam się potwornie, ale na szczęście, byłam w stanie pójść do szkoły.

Tam, przy wejściu przywitała mnie moja jedyna przyjaciółka, najwspanialsza na świecie, Nicole. Najpiękniejsza dziewczyna, jaka chodziła po tym szarym świecie. Od razu zauważyłam w niej pewną zmianę. Jeszcze wczoraj jej włosy miały kolor gorzkiej czekolady, a już dziś – głębokiej czerni. Jednak kilka piegów, zdobiących jej policzki, wciąż były takie same. W malinowych ustach trzymała papierosa, a w dłoni specjalną zapalniczkę ozdobioną plastikowymi kryształkami. Jeśli chciała odpalić go tą zapalniczką, musiało wydarzyć się coś specjalnego.
– Hej, Nikki – przywitałam się, po czym uściskałam ją mocno.
Niestety szybko mnie odepchnęła, gdyż trzymała w ręku ogień; nie chciała przypalić mi włosów.
– Siemka, ofermo – przedrzeźniała mnie, ale nie brałam tego do siebie.
W odpowiedni jedynie posłałam jej blady uśmiech.
Działo się ze mną coś dziwnego. Miałam ogromną ochotę zapalić, kiedy nigdy wcześniej tego nie robiłam. Dosłownie nie mogłam oderwać wzroku od fajki. Chyba czytałam zbyt wiele o odchudzaniu, a na pewnej stronie znalazłam informację, że tytoń przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej. Innymi słowy – chciałam spróbować.
– Mogę? – zapytałam koleżanki, wskazując na świeżo kupione opakowanie Marlboro.
– Jasne – odparła. – Ale zaciągnij się, a wtedy powiem ci, dlaczego mam dziś moją specjalną zapalniczkę. – Brzmiało to jakby czytała mi w myślach.
– Zgoda.
Nie miałam zielonego pojęcia jak się zaciągać. Po prostu włożyłam do ust pomarańczową część papierosa, a jego drugi koniec przywitałam z ogniem. Wciągnęłam dym, żeby zaraz po tym go wypuścić. Zdaje się, że nie do końca o to chodziło, a wywnioskowałam to z chichotu Nicole.
– Wciągnij go do płuc – poradziła.
Ponowiłam próbę. Nie byłam pewna czy dobrze to zrobiłam. Najzwyczajniej w świecie zaczęłam kaszleć. Dym drażnił mi przełyk. Najwyraźniej go połknęłam, zamiast wpuścić do płuc.
Kolejne podejście. Tym razem bardziej się wysiliłam. Wiedziałam, że się udało, gdy poczułam zawroty głowy, całkiem przyjemne zawroty. Spojrzałam w niebo i poczułam się jakbym latała. Niestety mój lot nie trwał zbyt długo; szatynka sprowadziła mnie ponownie na ziemię.
– Dobrze! – pochwaliła.
Dumnie wypięłam pierś do przodu. Niezła akcja.
Wtem, przypomniała mi się nasza umowa.
– Więc o co chodzi z zapalniczką?
– Ah, wiesz – odpowiedziała niejednoznacznie, odwracając głowę, na co uniosłam brew do góry.
– Wczoraj przespałam się z Thomasem.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. Kompletnie mnie zamurowało, byłam w ciężkim szoku. Naprawdę, nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Po prostu się na nią gapiłam z rozdziawioną buzią. Dopiero po chwili dodała coś, czego nigdy w życiu bym się po niej nie spodziewała.
– Za pieniądze. Postanowiłam, że będę to robić za pieniądze.
– Postanowiłaś zostać dziwką? – zapytałam wprost.
– Nie lubię tego określenia. Nazwałabym się raczej... dziewczyną, która czerpie zysk z przyjemności. – Pokręciłam przecząco głową. – No co?! Nie mam kasy...
Nie chciałam w to wierzyć, dlatego po prostu milczałam. Myślałam, że tylko ja coś sobie postanowiłam, ale widocznie było inaczej.
Chłopcy zawsze lgnęli do Nicole jak muchy do lepu, więc teraz na pewno nie  będzie miała problemu z gotówką. Zastanawiało mnie jeszcze, jak chciała rozkręcić ten absurdalny "interes", ale wolałam o to nie pytać. Miała sposób na wszystko, w każdej sytuacji.
Przez resztę dnia nie potrafiłam dojść do siebie, przez tą wstrząsającą wiadomość.


Dzień 5

Przez ostatnie trzy dni nic nie zjadłam!
Byłam z siebie taka dumna. Zdążyłam przyzwyczaić się do głodu tak bardzo, że prawie w ogóle go nie czułam. Woda w zupełności mi wystarczała. Pozostawał jeszcze jeden problem: czułam się dość słaba. Moje ciało przypominało wątłą trzcinę, ale skupiałam całą swoją siłę woli, żeby normalnie funkcjonować.
Pomyślałam, że potrzebne będą witaminy. Z tego powodu poszłam do apteki i wydałam całe swoje kieszonkowe na zapas odpowiednich tabletek.
Musiałam to jeszcze dobrze zaplanować, toteż założyłam zeszyt, w którym zamierzam notować wszystko. Zaczęłam od zapisania aktualnej wagi, następnie każdy wodny posiłek oraz porcję witamin. Lubiłam mieć wszystko zaplanowane, więc czułam czystą satysfakcję ze swoich czynów. Póki co, szło mi naprawdę dobrze.
Niestety, w szkole przyszedł czas na lekcję wychowania fizycznego, którego nie znosiłam od czasów podstawówki. Tak jak mówiła Nicole, byłam kompletną ofermą, nie potrafiłam nawet złapać piłki.
Tym razem, trener zadecydował, że będziemy grać w siatkówkę. Ze wszystkich znienawidzonych przeze mnie sportów, tego nie mogłam przełknąć najbardziej. Dlatego też, stałam z boku boiska, udając, że gram, choć tak naprawdę kołysałam się w miejscu. Patrzyłam w zachmurzone niebo, szukając w nim ucieczki od rzeczywistości. Chmury były o wiele ciekawsze niż skakanie i odbijanie durnej piłki. Zdaje się, że piłka usłyszała moje myśli, gdyż powędrowała prosto w moją stronę, lądując z głośnym plaskiem na mojej twarzy. Nie trudno było o stracenie równowagi; wywróciłam się na ziemię. Przed oczami zobaczyłam jasne światło, a w oddali usłyszałam zduszone głosy. Najprawdopodobniej ktoś krzyczał moje imię.
Kiedy się obudziłam, leżałam w gabinecie szkolnej pielęgniarki. Omiatałam wzrokiem pomieszczenie, aż w końcu zatrzymałam spojrzenie na kobiecie, ubranej w biały kitel. Siedziała przy biurku, notując coś w zeszycie. Gdy odchrząknęłam znacząco, od razu się do mnie zwróciła.
– Oh, obudziłaś się – powiadomiła mnie, jakbym wcale o tym nie wiedziała. – Straciłaś przytomność.
– Mogę iść do domu? – Marzyłam tylko o tym.
– Oczywiście – oznajmiła. – Ale musisz poczekać aż przyjedzie po ciebie mama.
Na dźwięk ostatniego słowa, zaparło mi dech w piersi. Mógł mnie odebrać ktokolwiek, tylko nie ta wyrodna matka. Pewnie nawet nie będzie w stanie trafić do szkoły.
– Mama nie ma czasu – powiedziałam pospiesznie.
– Już po nią dzwoniłam, obiecała, że przyjedzie tak szybko, jak się da. Póki co, leż sobie spokojnie.
Leżenie w spokoju nie wchodziło w grę. Położyłam głowę na poduszce, ale tylko na chwilę; miałam plan. Chciałam wyjść z gabinetu i nie potrzebowałam do tego wsparcia w postaci matki.
Minęło kilka minut, po których byłam gotowa. Usiadłam na skraju łóżka i spojrzałam w okno.
– Chyba słyszałam silnik samochodu – skłamałam. – Mama po mnie przyjechała.
Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Pielęgniarka zerknęła za szybę, żeby sprawdzić prawdziwość moich słów.
– To ja już pójdę. Do widzenia! – rzuciłam na odchodnym, po czym wybiegłam z pokoju i popędziłam prosto do wyjścia ze szkoły.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX