Dzień 22
Zaczęłam się przebudzać, ale w łóżku było tak ciepło, że nawet nie miałam ochoty otwierać oczu. Opatuliłam się kołdrą jeszcze ciaśniej i przysunęłam bliżej ściany, tak że dotykałam jej nosem. Wszystko, byle tylko nie wstawać. Przyłapałam się na nieświadomym mruczeniu, ale zaraz po tym umilkłam. Chwilę później, moich uszu dobiegł cichy śmiech. Jak na komendę, przeszłam do pozycji siedzącej, a moim oczom ukazał się Michael. Stał, oparty o framugę drzwi, zupełnie tak jak poprzedniego wieczoru, i śmiał się ze mnie.
– Chyba śniłaś o byciu kotem – zażartował, na co zrobiłam głupią minę. – Jest już po dziesiątej. Straaasznie długo śpisz.
– Po dziesiątej?! – To musiał być jakiś kolejny kiepski żart. – Ale szkoła...
– Już i tak jesteśmy spóźnieni. Nie idziemy do szkoły.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy ja byłam coraz bardziej zdezorientowana. Tak czy inaczej, nie trzeba mi powtarzać dwa razy. Każda okazja jest dobra do opuszczenia lekcji.
Zadowolona, że nigdzie nie muszę iść, zaczęłam się rozciągać, nie opuszczając łóżka. Było mi naprawdę wygodnie, dopóki Michael niespodziewanie nie położył się na mój brzuch, przygniatając mnie swoim ciężarem.
– Uh, złaź! – wydusiłam z trudem.
Zaczynałam się dusić, a ten pękał ze śmiechu, a moją prośbę wykonał dopiero po chwili. Ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc, którego do tej pory mi brakowało. Kiedy mój oddech się unormował, wzięłam do ręki poduszkę i z całej siły walnęłam Michaela w ramię. Oczywiście, ten cios wcale nie był mocny, bo to przecież tylko pierze i kawałek materiału. Jednak mimo to, poczułam satysfakcję, spowodowaną odegraniem się.
Nagle, chłopak wstał z łóżka, tym samym oddając mi upragnioną swobodę. Chciałam ponownie opaść na poduszkę, lecz powstrzymało mnie łaskotanie w nosie. Odruchowo dotknęłam skóry ponad ustami i zaraz później poczułam coś na palcu. Kiedy na niego spojrzałam, dostrzegłam kropelkę krwi. Każdy potok zaczynał się od takiej drobinki, toteż wiedziałam czego się spodziewać. Nie chciałam zakrwawić całej pościeli, więc natychmiast przesunęłam się w stronę skraju łóżka. Niestety, źle wymierzyłam odległość, w efekcie czego wylądowałam na podłodze. W mojej głowie to wszystko wyglądało o niebo lepiej.
Michael klęknął przy mnie, pomagając mi usiąść. Spuściłam głowę, a dłonie trzymałam tak, żeby mogła na nie spływać krew. Zrobiło mi się biało przed oczami, a w głowie zaczęło szumieć. Nawet nie zorientowałam się kiedy Michael odszedł, ani kiedy wrócił z paczką chusteczek.
Trzymając za podbródek, delikatnie podniósł moją głowę do góry.
Gdy tylko na niego popatrzyłam, zrobiło mi się lepiej, mimo czerwonego wodospadu na mojej twarzy.
Zaczął mnie wycierać z najwyższą ostrożnością, mrużąc przy tym oczy. Wyglądał na niezwykle skupionego, lecz jego drżące dłonie nie umknęły mojej uwadze.
– Nie musisz – próbowałam go powstrzymać.
– Muszę – odparł bez wahania. – Muszę cię chronić – dodał, ściszając głos.
Nic na to nie odpowiedziałam. Słowa po prostu uwięzły mi w gardle, choć i tak nie były potrzebne.
Poczułam się tak bardzo wyróżniona, jak nigdy wcześniej. Dodatkowo, pod jego ochroną czułam się naprawdę bezpiecznie.
Przymknęłam oczy, czując ogarniający mnie spokój. Wysunęłam rękę przed siebie, szukając go po omacku. Kiedy dotknęłam jego brzucha, uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z siebie. Nie byłam pewna dlaczego to zrobiłam. Może po prostu chciałam mieć namacalny dowód, że to wszystko działo się naprawdę.
Był taki ciepły. Czułam to nawet przez materiał koszulki.
– Chyba już – oznajmił, na co otworzyłam oczy. – Ubierz się, pojedziemy na wycieczkę.
Wycieczka? Nigdy nie lubiłam jeździć bez celu, ani zwiedzać zabytków, ale z Michaelem wszystko wydawało się ciekawsze.
Nagle wstał i poszedł do komody, żeby wyciągnąć dla mnie jakąś koszulkę. Po chwili grzebania, rzucił mi czarny T-shirt z nadrukiem. Było na niej logo Nirvany. Spojrzałam na to, co on miał na sobie – Green Day.
– Chcę taką jak ty – powiedziałam, odrzucając mu tę, którą trzymałam w ręku.
Wywrócił oczami, ale dał mi to, co chciałam. Z satysfakcją wymalowaną na twarz, zmieniłam bluzkę.
Teraz wyglądaliśmy jak para.
Zawstydziłam się na samą myśl o tym.
– Idź do łazienki, a ja zrobię ci coś do jedzenia.
Na ostatnie słowo, wykrzywiłam usta w grymasie obrzydzenia. Jednak wiedziałam, że bez śniadania, Michael nie wypuści mnie z domu.
Razem wyszliśmy z pokoju. Ja poszłam na lewo, a on zszedł po schodach na prawo.
W łazience, przemyłam twarz, lekko ubrudzoną od krwi. Następnie, spojrzałam w lustro i nie wierzyłam własnym oczom. Pierwszy raz nie przeraziło mnie moje własne odbicie.
Wciąż miałam cienie pod oczami, lecz policzki zdobiły zdrowe rumieńce. Zazwyczaj blada jak ściana, tego dnia byłam wyjątkowo ożywiona.
Pierwszy raz uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona ze swojego wyglądu.
Popatrzyłam w dół, no logo Green Day i postanowiłam, że ta bluzka już na zawsze pozostanie moja. Nie miałam zamiaru jej oddawać.
Odetchnąłem głęboko, po czym wyszłam z łazienki, żeby pójść do kuchni. Czułam zapach smażonego sera, który niegdyś uwielbiałam. Jednak tym razem, nie było mowy bym to zjadła.
– Ja nie zjem tostów – oznajmiłam Michaelowi.
– Więc zrób sobie coś, co zjesz.
Bez zastanowienia nalałam sobie wody do szklanki. Jak na zawołanie, zostałam zmierzona pogardliwym spojrzeniem. Posłusznie wzięłam do ręki kromkę chleba.
– Nie żartuj sobie...
– Nie żartuję. Zjem to albo nic. – Nie zamierzałam ustępować i właśnie tym sposobem zwyciężyłam.
Michael tylko westchnął ciężko, ale zaraz po tym ruszył w stronę drzwi na prawo. Prowadziły one do jadalni, której jeszcze nie miałam okazji odwiedzić.
Gdy tylko weszłam do środka, zaparło mi dech w piersi. W centrum pomieszczenia stał długi stół, a przy nim osiem krzeseł. Nigdy nie widziałam tak pięknego stołu. Blat był szklany, osadzony w ramie z jasnego, lakierowanego drewna. Rogi miał półokrągłe, a nogi artystycznie zakrzywione. Siedzenia krzeseł zdobiły miękkie poduszki, obite w beżowy materiał ze złotą nitką.
Pokój był urządzony bardzo skromnie, nie licząc ceny wszystkich mebli i szklanego żyrandolu, zawieszonego nad stołem. Na żadnej ze ścian nie wisiał nawet jeden obraz, ani chociażby kalendarz. Zwykłe kremowe ściany, od połowy do podłogi wyłożone jasnymi deskami.
Ostrożnie położyłam moją szklankę na blacie stołu. Krzesło również odsunęłam nadzwyczaj ostrożnie. Bałam się, że gdy tylko czegoś dotknę, rozsypie się w pył w nieznanych okolicznościach.
– Nie musisz być taka delikatna. – Michael zaśmiał się, kopiąc jedno z krzeseł.
Nic na to nie odpowiedziałam; wepchałam sobie chleb do buzi. On w tym czasie jadł tosta, którego przyrządził dla mnie.
Po zjedzonym śniadaniu, wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda była wręcz idealna na wycieczkę. Słońce świeciło, więc nawet nie potrzebowałam bluzy. Ruszyłam za Michaelem w stronę garażu.
Było tam miejsce na dwa samochody (z których jednego nie było), stojak dla rowerów i jeszcze kilka gratów. Podeszliśmy do jednośladów, które zaraz potem, wyprowadziliśmy na ulicę.
Ruszyliśmy wzdłuż domków, zmierzając ku granicy osiedla. Zapomniałam już jak to jest jeździć na rowerze. To uczucie wolności stało mi się obce, ponieważ nie miałam możliwości, żeby czuć się wolna.
Michael jechał tuż obok mnie, więc co chwila mogłam bez trudu na niego zerkać. Mrużył lekko oczy, do czego zmuszały go mocne promienie słońca. Jego włosy powiewały na wietrze, a niektóre kosmyki niesfornie wpadały mu do oczu.
Już po chwili, jechaliśmy po ścieżce w miejskim parku. Wszystko było nadzwyczaj piękne i nie miałam na co narzekać. Wystawiłam twarz do słońca, rozkoszując się przyjemnym ciepłem.
– Gdzie jedziemy? – zapytałam po chwili.
– A czy to ważne? – Michael odpowiedział pytaniem, przyspieszając.
Nie chciałam tego dnia zakończyć w ten sposób, ale ostatnio nic nie szło po mojej myśli. Ponadto, już wystarczająco dużo czasu siedziałam Michaelowi na głowie. Zapewne miał mnie dość, bo kto by nie miał? Na szczęście, byliśmy już przed moim domem, dlatego też, wyciągnęłam rękę w stronę klamki, mimo że dzieliło mnie od niej jeszcze dobre kilka metrów.
– Nie uciekaj tak szybko – powiedział Michael.
Złapał mnie za nadgarstek, przez co byłam zmuszona, żeby obrócić się w jego stronę. Stałam już pod drzwiami, więc zostało nam jedynie pożegnanie. Weszłam na drugi schodek, co dodawało mi wystarczająco dużo centymetrów bym była wyższa od chłopaka. Jednak nie zraziło go to; podszedł bliżej, a dłonie położył na moich biodrach. Gdy tak patrzył na mnie z dołu, robiąc słodkie oczy, nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Dzięki za dziś – powiedziałam. – I wczoraj.
– To ja ci dziękuję – odparł bez zastanowienia, robiąc krok naprzód.
Spotkał opór pierwszego stopnia schodów, więc wszedł na niego. Na skutek tego, jego i moje oczy znalazły się na jednej linii. Przez chwilę patrzyłam na jego twarz, dopóki nie zaczął przesuwać dłoni w górę mojej talii. Automatycznie przeniosłam wzrok na jego ramiona, lustrując je od nadgarstków aż po same barki. Przysunął się niebezpiecznie blisko, tak że czułam na sobie jego przyspieszony oddech. Przymknął lekko powieki, nieustannie się przysuwając. Kiedy jego usta zbliżały się do moich, w ostatniej chwili odwróciłam głowę, przez co musnął jedynie mój rozgrzany policzek.
Zaczęłam drżeć, nie z zimna, lecz ze stresu. Nie chciałam żadnych pocałunków, absolutnie nie byłam na to gotowa. Nie mogłam powstrzymać drgawek, więc obróciłam się czym prędzej w stronę drzwi i bez wahania nacisnęłam klamkę. Gdy spojrzałam przez ramię, zobaczyłam wycofującego się Michaela, na którego twarzy widniał cień zawodu.
Nie chciałam sprawić mu przykrości, więc posłałam mu pokrzepiający uśmiech.
– Dobranoc, Mikey – powiedziałam na pożegnanie, wciąż się uśmiechając.
– Dobrej nocy – odparł bezwiednie, po czym zawrócił i poszedł w dół ulicy, prowadząc rower.
Patrzyłam na niego dopóki nie usiadł na siodełku i nie odjechał, znikając mi z pola widzenia. Nie mogłam już dostrzec jego sylwetki, więc weszłam do domu, choć cały czas towarzyszył mi niepokój. Zaczęłam martwić się o Michaela, mimo że wiedziałam, że nie zrobi nic głupiego.
Jednak gdy tylko weszłam do przedpokoju, zobaczyłam coś, co sprawiło, że zaczęłam obawiać się nad moim losem.
Na progu stała moja matka, otulona kocem. Wyglądała na niezmiernie zdenerwowaną, co wywoływało na mojej twarzy grymas niezadowolenia.
– Gdzie ty, do cholery, byłaś? – syknęła, choć głos jej drżał od zbyt dużej ilości alkoholu we krwi.
Ignorując jej pytanie, zdjęłam buty, po czym chciałam ją wyminąć i iść do swojego pokoju, ale zagrodziła mi drogę. Położyła rękę na moim ramieniu, przez co ostatecznie musiałam się zatrzymać.
– Nie wróciłaś do domu na noc – oznajmiła jakby była to dla mnie jakaś nowa wiadomość.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. Niestety, nie zdążyłam wydobyć z siebie nawet jednego słowa, bo dostałam z płaskiej ręki prosto w policzek.
– Ty mała dziwko! – syknęła z nienawiścią w głosie.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, lecz ona pozostawała nieugięta. Wciąż patrzyła na mnie groźnie, zupełnie jakby znowu chciała mnie uderzyć. Wiedziałam, że nie układało się między nami, ale nigdy nie spodziewałam się, że mogłaby zadać mi cios.
Nie mogąc dłużej wytrzymać, przeszłam obok matki, szturchając ją przy tym barkiem. Pobiegłam do swojego pokoju, przy okazji potykając się na schodach. Zanim dotarłam do drzwi, straciłam zdolność widzenia, a stało się to za sprawą łez. Jednak gdy w końcu udało mi się wejść do pokoju, zaczęłam przegrzebywać wszystkie moje rzeczy w poszukiwaniu czegoś ostrego, czym mogłabym zadać sobie ból. Po chwili znalazłam nożyczki krawieckie, którymi bez zastanowienia zaczęłam tworzyć poziome linie na przedramieniu. Niestety, powoli zaczynało mi brakować miejsca, więc zdjęłam spodnie i zaczęłam ranić uda.
Bolało. Bolało, ale nie dostatecznie, bym poczuła ukojenie. Łzy nieustannie spadały na świeże rany, co powodowało pieczenie. Ten sposób był moją jedyną ucieczką od bólu psychicznego, choć nie działał ze skutkiem natychmiastowym, przez co musiałam zadać sobie wiele ran. Powoli się uspokajałam, lecz nie z własnej woli – z zakrwawionymi rękoma i nogami, poczułam jak słabnę, a powieki mimowolnie mi opadają. Zanim odpłynęłam, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, dobiegający z kuchni, a potem nie słyszałam już nic.
Zadowolona, że nigdzie nie muszę iść, zaczęłam się rozciągać, nie opuszczając łóżka. Było mi naprawdę wygodnie, dopóki Michael niespodziewanie nie położył się na mój brzuch, przygniatając mnie swoim ciężarem.
– Uh, złaź! – wydusiłam z trudem.
Zaczynałam się dusić, a ten pękał ze śmiechu, a moją prośbę wykonał dopiero po chwili. Ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc, którego do tej pory mi brakowało. Kiedy mój oddech się unormował, wzięłam do ręki poduszkę i z całej siły walnęłam Michaela w ramię. Oczywiście, ten cios wcale nie był mocny, bo to przecież tylko pierze i kawałek materiału. Jednak mimo to, poczułam satysfakcję, spowodowaną odegraniem się.
Nagle, chłopak wstał z łóżka, tym samym oddając mi upragnioną swobodę. Chciałam ponownie opaść na poduszkę, lecz powstrzymało mnie łaskotanie w nosie. Odruchowo dotknęłam skóry ponad ustami i zaraz później poczułam coś na palcu. Kiedy na niego spojrzałam, dostrzegłam kropelkę krwi. Każdy potok zaczynał się od takiej drobinki, toteż wiedziałam czego się spodziewać. Nie chciałam zakrwawić całej pościeli, więc natychmiast przesunęłam się w stronę skraju łóżka. Niestety, źle wymierzyłam odległość, w efekcie czego wylądowałam na podłodze. W mojej głowie to wszystko wyglądało o niebo lepiej.
Michael klęknął przy mnie, pomagając mi usiąść. Spuściłam głowę, a dłonie trzymałam tak, żeby mogła na nie spływać krew. Zrobiło mi się biało przed oczami, a w głowie zaczęło szumieć. Nawet nie zorientowałam się kiedy Michael odszedł, ani kiedy wrócił z paczką chusteczek.
Trzymając za podbródek, delikatnie podniósł moją głowę do góry.
Gdy tylko na niego popatrzyłam, zrobiło mi się lepiej, mimo czerwonego wodospadu na mojej twarzy.
Zaczął mnie wycierać z najwyższą ostrożnością, mrużąc przy tym oczy. Wyglądał na niezwykle skupionego, lecz jego drżące dłonie nie umknęły mojej uwadze.
– Nie musisz – próbowałam go powstrzymać.
– Muszę – odparł bez wahania. – Muszę cię chronić – dodał, ściszając głos.
Nic na to nie odpowiedziałam. Słowa po prostu uwięzły mi w gardle, choć i tak nie były potrzebne.
Poczułam się tak bardzo wyróżniona, jak nigdy wcześniej. Dodatkowo, pod jego ochroną czułam się naprawdę bezpiecznie.
Przymknęłam oczy, czując ogarniający mnie spokój. Wysunęłam rękę przed siebie, szukając go po omacku. Kiedy dotknęłam jego brzucha, uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z siebie. Nie byłam pewna dlaczego to zrobiłam. Może po prostu chciałam mieć namacalny dowód, że to wszystko działo się naprawdę.
Był taki ciepły. Czułam to nawet przez materiał koszulki.
– Chyba już – oznajmił, na co otworzyłam oczy. – Ubierz się, pojedziemy na wycieczkę.
Wycieczka? Nigdy nie lubiłam jeździć bez celu, ani zwiedzać zabytków, ale z Michaelem wszystko wydawało się ciekawsze.
Nagle wstał i poszedł do komody, żeby wyciągnąć dla mnie jakąś koszulkę. Po chwili grzebania, rzucił mi czarny T-shirt z nadrukiem. Było na niej logo Nirvany. Spojrzałam na to, co on miał na sobie – Green Day.
– Chcę taką jak ty – powiedziałam, odrzucając mu tę, którą trzymałam w ręku.
Wywrócił oczami, ale dał mi to, co chciałam. Z satysfakcją wymalowaną na twarz, zmieniłam bluzkę.
Teraz wyglądaliśmy jak para.
Zawstydziłam się na samą myśl o tym.
– Idź do łazienki, a ja zrobię ci coś do jedzenia.
Na ostatnie słowo, wykrzywiłam usta w grymasie obrzydzenia. Jednak wiedziałam, że bez śniadania, Michael nie wypuści mnie z domu.
Razem wyszliśmy z pokoju. Ja poszłam na lewo, a on zszedł po schodach na prawo.
W łazience, przemyłam twarz, lekko ubrudzoną od krwi. Następnie, spojrzałam w lustro i nie wierzyłam własnym oczom. Pierwszy raz nie przeraziło mnie moje własne odbicie.
Wciąż miałam cienie pod oczami, lecz policzki zdobiły zdrowe rumieńce. Zazwyczaj blada jak ściana, tego dnia byłam wyjątkowo ożywiona.
Pierwszy raz uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona ze swojego wyglądu.
Popatrzyłam w dół, no logo Green Day i postanowiłam, że ta bluzka już na zawsze pozostanie moja. Nie miałam zamiaru jej oddawać.
Odetchnąłem głęboko, po czym wyszłam z łazienki, żeby pójść do kuchni. Czułam zapach smażonego sera, który niegdyś uwielbiałam. Jednak tym razem, nie było mowy bym to zjadła.
– Ja nie zjem tostów – oznajmiłam Michaelowi.
– Więc zrób sobie coś, co zjesz.
Bez zastanowienia nalałam sobie wody do szklanki. Jak na zawołanie, zostałam zmierzona pogardliwym spojrzeniem. Posłusznie wzięłam do ręki kromkę chleba.
– Nie żartuj sobie...
– Nie żartuję. Zjem to albo nic. – Nie zamierzałam ustępować i właśnie tym sposobem zwyciężyłam.
Michael tylko westchnął ciężko, ale zaraz po tym ruszył w stronę drzwi na prawo. Prowadziły one do jadalni, której jeszcze nie miałam okazji odwiedzić.
Gdy tylko weszłam do środka, zaparło mi dech w piersi. W centrum pomieszczenia stał długi stół, a przy nim osiem krzeseł. Nigdy nie widziałam tak pięknego stołu. Blat był szklany, osadzony w ramie z jasnego, lakierowanego drewna. Rogi miał półokrągłe, a nogi artystycznie zakrzywione. Siedzenia krzeseł zdobiły miękkie poduszki, obite w beżowy materiał ze złotą nitką.
Pokój był urządzony bardzo skromnie, nie licząc ceny wszystkich mebli i szklanego żyrandolu, zawieszonego nad stołem. Na żadnej ze ścian nie wisiał nawet jeden obraz, ani chociażby kalendarz. Zwykłe kremowe ściany, od połowy do podłogi wyłożone jasnymi deskami.
Ostrożnie położyłam moją szklankę na blacie stołu. Krzesło również odsunęłam nadzwyczaj ostrożnie. Bałam się, że gdy tylko czegoś dotknę, rozsypie się w pył w nieznanych okolicznościach.
– Nie musisz być taka delikatna. – Michael zaśmiał się, kopiąc jedno z krzeseł.
Nic na to nie odpowiedziałam; wepchałam sobie chleb do buzi. On w tym czasie jadł tosta, którego przyrządził dla mnie.
Po zjedzonym śniadaniu, wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda była wręcz idealna na wycieczkę. Słońce świeciło, więc nawet nie potrzebowałam bluzy. Ruszyłam za Michaelem w stronę garażu.
Było tam miejsce na dwa samochody (z których jednego nie było), stojak dla rowerów i jeszcze kilka gratów. Podeszliśmy do jednośladów, które zaraz potem, wyprowadziliśmy na ulicę.
Ruszyliśmy wzdłuż domków, zmierzając ku granicy osiedla. Zapomniałam już jak to jest jeździć na rowerze. To uczucie wolności stało mi się obce, ponieważ nie miałam możliwości, żeby czuć się wolna.
Michael jechał tuż obok mnie, więc co chwila mogłam bez trudu na niego zerkać. Mrużył lekko oczy, do czego zmuszały go mocne promienie słońca. Jego włosy powiewały na wietrze, a niektóre kosmyki niesfornie wpadały mu do oczu.
Już po chwili, jechaliśmy po ścieżce w miejskim parku. Wszystko było nadzwyczaj piękne i nie miałam na co narzekać. Wystawiłam twarz do słońca, rozkoszując się przyjemnym ciepłem.
– Gdzie jedziemy? – zapytałam po chwili.
– A czy to ważne? – Michael odpowiedział pytaniem, przyspieszając.
•
Leżąc na trawie, patrzyłam na chmury i szukałam w nich jakichś kształtów. Niestety, żadnych nie dostrzegałam, a Michael jakby czytając mi w myślach wskazał niebo, mówiąc:
– Tam widzę serce.
Z początku zaczęłam się śmiać, ale gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam zupełnie poważną minę. Przyglądał mi się z nadzwyczajnym skupieniem, co jak zawsze mnie krępowało. Kontaktu wzrokowego nie mogłam utrzymać dłużej niż przez trzy sekundy, a on doskonale o tym wiedział, lecz mimo to, wciąż to wykorzystywał.
– Przytulisz się do mnie? – zapytał niespodziewanie.
Posłałam mu pytające spojrzenie, a po krótkiej chwili spełniłam jego prośbę. Kompletnie nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Po prostu objęłam go w pasie, a głowę położyłam mu na ramieniu. Gdy usłyszałam przyspieszone bicie jego serca, moje jak na zawołanie także zabiło szybciej.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji leżeć w takiej pozycji z chłopakiem, co było oczywiste, bo każdy omijał mnie szerokim łukiem. W takich sytuacjach zaczynałam się zastanawiać dlaczego Michael upatrzył sobie akurat mnie. Co sprawiło, że się mną zainteresował. Nie było we mnie nic, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę.
– Mogę zadać ci pytanie? – Nie wierzyłam sama sobie, że chciałam się przed nim otworzyć.
– Oczywiście. Pytaj śmiało.
Przed ponownym otwarciem ust, westchnęłam cicho.
– Dlaczego ja?
Wydawałoby się, że to całkiem proste pytanie, lecz najwyraźniej nie dla każdego. Michael milczał, a ja wstrzymywałam oddech. Mimo wszystko, wierzyłam, że w końcu odpowie na moje pytanie, toteż cierpliwie czekałam. On natomiast złapał moją dłoń, którą go obejmowałam, i splótł nasze palce.
– Widzisz... – zaczął. – Gdy wszedłem do szkoły po raz pierwszy, na wejściu zobaczyłem ciebie. Stałaś przy swojej szafce, a włosy zakrywały ci twarz. Byłaś ubrana cała na czarno, a otaczająca cię auta była równie mroczna jak twój ubiór. Inni szli korytarzem i nikt nie zwracał na ciebie uwagi, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Od razu zauważyłem, że byłaś wyjątkowa i chciałem do ciebie podejść, ale odeszłaś. Później nie mogłem cię znaleźć, a zaczęli zaczepiać mnie inni uczniowie, więc zaprzestałem poszukiwania. Dopiero w pracowni plastycznej...
– Ale przecież we mnie nie ma nic ciekawego – przerwałam mu.
– Jest. Wszystko w tobie jest wyjątkowe, tylko ty tego nie widzisz.
Faktycznie tego nie widziałam, dlatego też nie wierzyłam w jego słowa, ale postanowiłam tego nie mówić. Próbowałam choć przez chwilę cieszyć się tym momentem. I może nawet by mi się to udało, gdybym nagle nie poczuła ucisku w żołądku. Natychmiast przeszłam do pozycji siedzącej, a usta asekuracyjnie zakryłam dłonią w razie, gdyby moje śniadanie chciałoby się wydostać na zewnątrz. Michael także usiadł, kładąc rękę na moich plecach, choć nie wiedziałam w jaki sposób miałoby mi to pomóc.
– Co się dzieje? – zapytał zmartwionym głosem.
– Źle się czuję...
Nie chciałam znowu robić z siebie ofiary, ale tym razem nie panowałam nad żółcią, podchodzącą mi do gardła.
– Chyba powinnam wrócić do domu.
– Dobrze, więc chodź. – Wstał, podając mi dłoń.
– Tam widzę serce.
Z początku zaczęłam się śmiać, ale gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam zupełnie poważną minę. Przyglądał mi się z nadzwyczajnym skupieniem, co jak zawsze mnie krępowało. Kontaktu wzrokowego nie mogłam utrzymać dłużej niż przez trzy sekundy, a on doskonale o tym wiedział, lecz mimo to, wciąż to wykorzystywał.
– Przytulisz się do mnie? – zapytał niespodziewanie.
Posłałam mu pytające spojrzenie, a po krótkiej chwili spełniłam jego prośbę. Kompletnie nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Po prostu objęłam go w pasie, a głowę położyłam mu na ramieniu. Gdy usłyszałam przyspieszone bicie jego serca, moje jak na zawołanie także zabiło szybciej.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji leżeć w takiej pozycji z chłopakiem, co było oczywiste, bo każdy omijał mnie szerokim łukiem. W takich sytuacjach zaczynałam się zastanawiać dlaczego Michael upatrzył sobie akurat mnie. Co sprawiło, że się mną zainteresował. Nie było we mnie nic, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę.
– Mogę zadać ci pytanie? – Nie wierzyłam sama sobie, że chciałam się przed nim otworzyć.
– Oczywiście. Pytaj śmiało.
Przed ponownym otwarciem ust, westchnęłam cicho.
– Dlaczego ja?
Wydawałoby się, że to całkiem proste pytanie, lecz najwyraźniej nie dla każdego. Michael milczał, a ja wstrzymywałam oddech. Mimo wszystko, wierzyłam, że w końcu odpowie na moje pytanie, toteż cierpliwie czekałam. On natomiast złapał moją dłoń, którą go obejmowałam, i splótł nasze palce.
– Widzisz... – zaczął. – Gdy wszedłem do szkoły po raz pierwszy, na wejściu zobaczyłem ciebie. Stałaś przy swojej szafce, a włosy zakrywały ci twarz. Byłaś ubrana cała na czarno, a otaczająca cię auta była równie mroczna jak twój ubiór. Inni szli korytarzem i nikt nie zwracał na ciebie uwagi, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Od razu zauważyłem, że byłaś wyjątkowa i chciałem do ciebie podejść, ale odeszłaś. Później nie mogłem cię znaleźć, a zaczęli zaczepiać mnie inni uczniowie, więc zaprzestałem poszukiwania. Dopiero w pracowni plastycznej...
– Ale przecież we mnie nie ma nic ciekawego – przerwałam mu.
– Jest. Wszystko w tobie jest wyjątkowe, tylko ty tego nie widzisz.
Faktycznie tego nie widziałam, dlatego też nie wierzyłam w jego słowa, ale postanowiłam tego nie mówić. Próbowałam choć przez chwilę cieszyć się tym momentem. I może nawet by mi się to udało, gdybym nagle nie poczuła ucisku w żołądku. Natychmiast przeszłam do pozycji siedzącej, a usta asekuracyjnie zakryłam dłonią w razie, gdyby moje śniadanie chciałoby się wydostać na zewnątrz. Michael także usiadł, kładąc rękę na moich plecach, choć nie wiedziałam w jaki sposób miałoby mi to pomóc.
– Co się dzieje? – zapytał zmartwionym głosem.
– Źle się czuję...
Nie chciałam znowu robić z siebie ofiary, ale tym razem nie panowałam nad żółcią, podchodzącą mi do gardła.
– Chyba powinnam wrócić do domu.
– Dobrze, więc chodź. – Wstał, podając mi dłoń.
•
Nie chciałam tego dnia zakończyć w ten sposób, ale ostatnio nic nie szło po mojej myśli. Ponadto, już wystarczająco dużo czasu siedziałam Michaelowi na głowie. Zapewne miał mnie dość, bo kto by nie miał? Na szczęście, byliśmy już przed moim domem, dlatego też, wyciągnęłam rękę w stronę klamki, mimo że dzieliło mnie od niej jeszcze dobre kilka metrów.
– Nie uciekaj tak szybko – powiedział Michael.
Złapał mnie za nadgarstek, przez co byłam zmuszona, żeby obrócić się w jego stronę. Stałam już pod drzwiami, więc zostało nam jedynie pożegnanie. Weszłam na drugi schodek, co dodawało mi wystarczająco dużo centymetrów bym była wyższa od chłopaka. Jednak nie zraziło go to; podszedł bliżej, a dłonie położył na moich biodrach. Gdy tak patrzył na mnie z dołu, robiąc słodkie oczy, nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Dzięki za dziś – powiedziałam. – I wczoraj.
– To ja ci dziękuję – odparł bez zastanowienia, robiąc krok naprzód.
Spotkał opór pierwszego stopnia schodów, więc wszedł na niego. Na skutek tego, jego i moje oczy znalazły się na jednej linii. Przez chwilę patrzyłam na jego twarz, dopóki nie zaczął przesuwać dłoni w górę mojej talii. Automatycznie przeniosłam wzrok na jego ramiona, lustrując je od nadgarstków aż po same barki. Przysunął się niebezpiecznie blisko, tak że czułam na sobie jego przyspieszony oddech. Przymknął lekko powieki, nieustannie się przysuwając. Kiedy jego usta zbliżały się do moich, w ostatniej chwili odwróciłam głowę, przez co musnął jedynie mój rozgrzany policzek.
Zaczęłam drżeć, nie z zimna, lecz ze stresu. Nie chciałam żadnych pocałunków, absolutnie nie byłam na to gotowa. Nie mogłam powstrzymać drgawek, więc obróciłam się czym prędzej w stronę drzwi i bez wahania nacisnęłam klamkę. Gdy spojrzałam przez ramię, zobaczyłam wycofującego się Michaela, na którego twarzy widniał cień zawodu.
Nie chciałam sprawić mu przykrości, więc posłałam mu pokrzepiający uśmiech.
– Dobranoc, Mikey – powiedziałam na pożegnanie, wciąż się uśmiechając.
– Dobrej nocy – odparł bezwiednie, po czym zawrócił i poszedł w dół ulicy, prowadząc rower.
Patrzyłam na niego dopóki nie usiadł na siodełku i nie odjechał, znikając mi z pola widzenia. Nie mogłam już dostrzec jego sylwetki, więc weszłam do domu, choć cały czas towarzyszył mi niepokój. Zaczęłam martwić się o Michaela, mimo że wiedziałam, że nie zrobi nic głupiego.
Jednak gdy tylko weszłam do przedpokoju, zobaczyłam coś, co sprawiło, że zaczęłam obawiać się nad moim losem.
Na progu stała moja matka, otulona kocem. Wyglądała na niezmiernie zdenerwowaną, co wywoływało na mojej twarzy grymas niezadowolenia.
– Gdzie ty, do cholery, byłaś? – syknęła, choć głos jej drżał od zbyt dużej ilości alkoholu we krwi.
Ignorując jej pytanie, zdjęłam buty, po czym chciałam ją wyminąć i iść do swojego pokoju, ale zagrodziła mi drogę. Położyła rękę na moim ramieniu, przez co ostatecznie musiałam się zatrzymać.
– Nie wróciłaś do domu na noc – oznajmiła jakby była to dla mnie jakaś nowa wiadomość.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. Niestety, nie zdążyłam wydobyć z siebie nawet jednego słowa, bo dostałam z płaskiej ręki prosto w policzek.
– Ty mała dziwko! – syknęła z nienawiścią w głosie.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, lecz ona pozostawała nieugięta. Wciąż patrzyła na mnie groźnie, zupełnie jakby znowu chciała mnie uderzyć. Wiedziałam, że nie układało się między nami, ale nigdy nie spodziewałam się, że mogłaby zadać mi cios.
Nie mogąc dłużej wytrzymać, przeszłam obok matki, szturchając ją przy tym barkiem. Pobiegłam do swojego pokoju, przy okazji potykając się na schodach. Zanim dotarłam do drzwi, straciłam zdolność widzenia, a stało się to za sprawą łez. Jednak gdy w końcu udało mi się wejść do pokoju, zaczęłam przegrzebywać wszystkie moje rzeczy w poszukiwaniu czegoś ostrego, czym mogłabym zadać sobie ból. Po chwili znalazłam nożyczki krawieckie, którymi bez zastanowienia zaczęłam tworzyć poziome linie na przedramieniu. Niestety, powoli zaczynało mi brakować miejsca, więc zdjęłam spodnie i zaczęłam ranić uda.
Bolało. Bolało, ale nie dostatecznie, bym poczuła ukojenie. Łzy nieustannie spadały na świeże rany, co powodowało pieczenie. Ten sposób był moją jedyną ucieczką od bólu psychicznego, choć nie działał ze skutkiem natychmiastowym, przez co musiałam zadać sobie wiele ran. Powoli się uspokajałam, lecz nie z własnej woli – z zakrwawionymi rękoma i nogami, poczułam jak słabnę, a powieki mimowolnie mi opadają. Zanim odpłynęłam, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, dobiegający z kuchni, a potem nie słyszałam już nic.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz