sobota, 3 stycznia 2015

[4] Pierwszy koncert


Dzień 15

Za mną już całe dwa tygodnie, przeklęte dwa tygodnie... "Nie czuję się najlepiej" to mało powiedziane. Czuję się koszmarnie, beznadziejnie i okropnie. Mogłabym wymienić masę takich określeń, ale w ogóle nie miałam na to siły. Brakowało mi mocy nawet do myślenia, ale był jeden plus tej sytuacji – zauważyłam zmianę! Skutecznie straciłam jeden centymetr w obwodzie uda i oto mój jedyny powód do nikłej radości.
Tego dnia, zaspałam, przez co nie poszłam do szkoły. Leżenie w łóżku przez cały dzień uśmiechało mi się bardziej, niż siedzenie na lekcji. Przez kilka godzin oglądałam seriale i żywiłam się moim ulubionym daniem – wodą.
W moim pokoju było cudownie, gdyż znajdował się on na poddaszu. Uwielbiałam te jedyne okienko, umieszczone w skośnej ścianie, lampkę, położoną na podłodze i materac, służący za łóżko. Nie potrzebowałam nic więcej, bo właśnie w takim otoczeniu czułam się najlepiej. Nikt nie zaglądał do tego pomieszczenia, ponieważ nikomu nie chciało się wchodzić po, prowadzących do niego, wąskich schodach. A może nikogo tu nie gościłam, dlatego że wszyscy mieli mnie w dupie?
Byłam przekonana o słuszności tego twierdzenia, aż do dziś. Ten pochmurny dzień mogłam określić mianem bardziej słonecznego, niż najpogodniejszy dzień lata. To wszystko zawdzięczam jednej osobie, tej która  pofarbowała swoje włosy na fioletowy kolor. Tak, właśnie ten Niszczyciel Prac sprawił, że środa nagle zyskała w moich oczach.
Przez kilkanaście minut uparcie pukał do frontowych drzwi. Na początku nawet tego nie słyszałam, ale z czasem, pukanie zamieniło się w walenie pięściami, przez co byłam zmuszona do wywleczenia się spod kołdry. Matka, rzecz jasna, spała, więc nie było mowy o tym, żeby to ona wpuściła przybysza do środka.
Nie wiedziałam, że to on, dopóki nie otworzyłam drzwi. Na mój widok, jego policzki oblały się rumieńcem, a powód tego zawstydzenia odkryłam dopiero po chwili – miałam na sobie tylko koszulkę i majtki. W przeciwieństwie do niego, nie poczułam skrępowania, a wręcz przeciwnie – otworzyłam drzwi jeszcze szerzej, zapraszając go do wejścia.
Nie mogłam nazywać się szczególnie gościnną osobą, bo nawet nie pomyślałam o tym, żeby zaproponować gościowi coś do picia. Bez słowa poszłam na górę do swojego azylu, ale słyszałam za sobą kroki, więc zapewne szedł za mną. Dopiero kiedy usiadłam na materacu, moje przypuszczenia zostały potwierdzone; chłopak stał na progu pokoju, opierając się o framugę drzwi.
– Przyniosłem ci lekcje – powiedział, a na jego twarz wpełzł delikatny uśmiech.
Bez wahania, wszedł do środka, po czym odsunął mojego laptopa na bok, a sam usiadł na jego miejscu, na podłodze przed "łóżkiem". Zdjął plecak, który dotychczas miał przewieszony na lewym ramieniu. Wyciągnął z niego zeszyt od języka angielskiego, gdyż tylko ten przedmiot, poza plastyką, mieliśmy razem.
– Dzięki.
Jak zwykle, nie miałam ochoty na rozmowę, ale jego towarzystwo, wbrew pozorom, bardzo mnie ucieszyło.
Oparłam plecy o ścianę i wlepiłam wzrok w jakiś punkt za plecami chłopaka. Nawet nie zorientowałam się kiedy zdjął swoje ciężkie buty i wszedł pod kołdrę. Wzdrygnęłam się dopiero, gdy poczułam jego oddech na swojej szyi. Nie zdążyłam zareagować, a on już objął mnie w talii, a głowę położył na moim ramieniu. Momentalnie zesztywniałam, tym samym tworząc mur obronny. Jednak jego wcale to nie zraziło. Powoli poruszał głową, muskając mnie włosami po szyi.
– C-co ty robisz? – w końcu wydusiłam z siebie jakieś słowa.
– Po prostu chciałem cię przytulić.
Nagle, zupełnie znikąd, poczułam w sercu bardzo przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele.

Kiedy po jakimś czasie, Michael zasnął, wzięłam się za przepisywanie zeszytu. Jego obecność działała na mnie coraz lepiej. Doszło do tego, że robiłam lekcje, niemożliwe...


Dzień 18

W końcu, nadeszła sobota, a co za tym szło – koncert. Dopiero o szesnastej zaczęłam się stresować, gdy musiałam wybrać ciuchy. Nie miałam zielonego pojęcia jaki strój nadaje się na taką okazję, byłam zielona w tej kwestii. Dlatego też, po kilkunastu minutach intensywnego myślenia, wybrałam swoją ulubioną czarną, rozkloszowaną spódniczkę i szarą, obcisłą koszulkę.
Nie wiedziałam czemu postawiłam na moją ulubioną część garderoby. Może chciałam, żeby ten wieczór też był jednym z moich ulubionych? Przez długi czas nastawiałam się negatywnie na tę chwilę, a postanowiłam to zmienić dopiero w dniu koncertu...
Stanie w tłumie na pewno nie należało do najwygodniejszych, więc żeby oszczędzić sobie bólu, zamiast butów na obcasie, wybrałam zwykłe czarne trampki.
Nienawidziłam robić fikuśnych fryzur, toteż postawiłam na rozpuszczone włosy, które tylko przeczesałam palcami. Wyjątkowo pomalowałam rzęsy maskarą, a nie używałam jej od bardzo dawna. Tak czy inaczej, byłam gotowa, ale miałam jeszcze dużo czasu do przybycia Michaela. Nie wiedziałam jak spożytkować te pół godziny, lecz zaczęłam od zejścia na dół, do kuchni.
Zajrzałam do salonu, gdzie zastałam matkę, leżącą na kanapie. Na stoliku obok, leżała jedna opróżniona butelka jakiegoś trunku, a obok leżała druga prawie pełna – nic nadzwyczajnego. Zawahałam się, ale po chwili podeszłam bliżej i wzięłam kilka łyków czegoś, w czym rozpoznałam koniak; na rozluźnienie.
Jak na zawołanie, rozległo się pukanie do drzwi. Wzięłam głęboki wdech, po czym od razu poszłam otworzyć. Na progu stał oczywiście Michael z rękoma założonymi za plecy. Kiedy wyszłam na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi, ten wyciągnął przed siebie prawą dłoń, zaciśniętą w pięść. Patrzył na mnie wyczekująco.
– Weź – polecił, a ja natychmiast posłuchałam.
Zbliżyłam rękę, a on położył na niej coś małego. Przyjrzałam się uważniej; nie wiedziałam czy aby na pewno dobrze widzę. Jednak wcale się nie myliłam – to była czekoladka w kształcie serca.
– Zjedz, posmakuje ci. – Ten uśmiech pomógł mi w podjęciu decyzji.
Wzięłam smakołyk do ust, choć nie było to zgodne z żadnym z moich postanowień.
Zgrzeszyłam.

Gdy doszliśmy pod klub, w którym miał odbyć się koncert, zostaliśmy zmuszeni do czekania w kolejce. Przyszło więcej ludzi, niż się spodziewałam. Najwyraźniej ten zespół był znany i tylko ja nie byłam w temacie.
W biegu zapomniałam wziąć kurtki, przez co na prawdę marzłam. Pozostało mi pocieranie ramion dłońmi, żeby nie zamarznąć na śmierć. Starałam się robić to dyskretnie, gdyż wiedziałam, że Michael od razu chciałby mi oddać swoją, a nie miałam zamiaru go do niczego zmuszać.
– Haz? – Znowu to zrobił... zdrobnił moje imię. – Rusz się, zaraz nasza kolej.
Faktycznie, byliśmy coraz bliżej wejścia. Bałam się hałasu, który mnie czekał oraz ludzi, którzy mogli mnie staranować. Z nerwów marszczyłam czoło i przystawałam z nogi na nogę, co niestety nie umknęło uwadze fioletowowłosego.
– Hej, nie bój się – powiedział, jakby czytał mi w myślach.
Objął mnie ramieniem, przez co od razu zrobiło mi się cieplej. Przestałam dygotać, ale lęk pozostał i nie było sposobu, żeby się go pozbyć.
Przed nami stały dwie dziewczyny, którym bramkarz sprawdzał bilety. Po chwili, podekscytowane weszły do środka, a my zrobiliśmy krok w przód. Mężczyzna wyciągnął rękę i spojrzał znacząco na Michaela. Mój towarzysz miał bilety w gotowości i bez wahania pokazał je do sprawdzenia. Bramkarz skinął głową, po czym przepuścił nas w drzwiach. Zanim przekroczyliśmy próg, poczułam ciepłą dłoń, zaciskającą się na mojej. Popatrzyłam na nasze splecione palce, a później na jego twarz, na której gościł szeroki uśmiech.

Nie wiedziałam jakim cudem przepchaliśmy się przed kilkadziesiąt ludzi, aż do samej sceny. Michael miał niesamowitą siłę przebicia, a tłum posłusznie odgradzał mu drogę. Byłam pod wrażeniem tych zdolności, ale nie zastanawiałam się w jaki sposób działały. Bardziej przejmowałam się ekscytacją, towarzyszącą każdej osobie, która dotykała barierki, dzielącej salę od sceny, a ja byłam jedną z tych osób.
Z głośników dochodziła muzyka, mająca na celu umilenie czasu czekającym. Zapewne nie każdy się wsłuchiwał w słowa piosenki, ale ja to robiłam. Tekst opowiadał o nieszczęśliwej miłości chłopaka do dziewczyny. Wokalista miał głęboki głos, zachęcający do słuchania, dlatego też kompletnie się wyłączyłam i topiłam w jego słowach. Zapomniałam o obcych ciałach, ocierających się o moje. Zdążyłam także zapomnieć o obecności Michaela. Natychmiast zganiłam się w myślach za to przewinienie i momentalnie wróciłam do świata żywych.
– Zaczyna się! – krzyknął ktoś, stojący obok.
Wtem, wszystkie światła zgasły, muzyka ucichła, a każdy wstrzymał oddech. Kroki były wyraźnie słyszalne przy zupełnej ciszy. Widziałam tylko cienie muzyków, wchodzących na scenę. Nagle, za ich plecami, zaświeciło się ogromne X. Tłum zawył , a wraz z owym rykiem, zostały włączone reflektory, ukazujące zespół.
Na przeciwko mnie stała postać ubrana cała na czarno, na której czoło opadały krótkie, czarne włosy. Z początku myślałam, że to mężczyzna, ale po usłyszeniu głosu zmieniłam zdanie. Kobieta przedstawiła się jako Romy i, zaraz po przedstawieniu reszty zespołu, zaczęła śpiewać.
Zachwiałam się, gdy usłyszałam jej anielski głos. Śpiewała o niebo lepiej, niż koleś, którego piosenka wcześniej leciała z głośników.
Szarpnęłam Michaela za ramię, a sama stanęłam na palcach, żeby móc mu coś powiedzieć.
– Czemu nie mówiłeś, że są tacy zajebiści?! – wykrzyczałam mu prosto do ucha, ale przez krzyki innych na pewno nie odebrał tego jako głośny dźwięk.
– Mówiłem!
Nie wierzyłam sama sobie, ale... wybuchnęłam śmiechem! Do tego, zaczęłam bujać się w rytm muzyki i machać ręką tak jak pozostali. Zupełnie niespodziewanie, odkryłam w sobie koncertowego ducha.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX